KONTRABASISTA
Autor: Patrick Süskind
Reżyseria: Krzysztof Pulkowski
Występuje: Krzysztof Rogacewicz
Muzyka: A.Mozart, R.Wagner, Dittersdorf, Schubert
Nasza inscenizacja, to – mamy nadzieję – udana próba nawiązania kontaktu emocjonalnego z widzem, to próba wywołania współodczuwania, ale bez bólu. Opowiadamy o jednym z nas, opowiadamy szczerze i żarliwie, aby czas poświęcony przez widza na nasz spektakl – nie był czasem utraconym.
Spektakl jest intrygującą i skupiającą uwagę auto psychodramą. Bywa strasznie i śmiesznie. Bohater budzi demony i walczy z nimi z maestrią. Rozkłada przed nami pawi ogon, jednak… „z pewną taką nieśmiałością”. Jest kokieteryjnie i wzruszająco niezdecydowany, bowiem w 50% to mężczyzna, w 50% kobieta, a w 50% dziecko…
Jest trochę dobry, trochę zły… Jest taki jak my.
A… i ważny suplement:
Nie ścigamy się z niedoścignionym Jerzym Stuhrem, Profesorem!
Tekst Patricka Süskinda to gorzka, ironiczna opowieść o samotnym człowieku, który nie potrafi pogodzić się z myślą grania „ostatnich skrzypiec” w orkiestrze. Ale nie tylko w orkiestrze, bo – jak się okazuje – również w życiu. Spektakl jest także monologiem o rozpaczliwej samotności, którą bohater stara się wypełniać muzyką.
KONTRABASISTA to przepełniony groteską, śmiechem i nostalgią monodram. To swoisty rozrachunek życiowy niespełnionego muzyka, a tak naprawdę to właściwie każdego z nas. W monodramie miłość konkuruje z nienawiścią, a gorzki śmiech z bezsilnością. Samotność kontrabasisty to pole do popisu dla jego wyobraźni. Wyobraźnia bohatera ukazuje widzowi szereg nie tylko komicznych, ale i dramatycznych zachowań.
„Kontrabasista” to jednoaktowy monolog muzyka wypowiedziany w kierunku wyimaginowanego „per pana”, w którym to tytułowy kontrabasista streszcza swoje nieszczęśliwe życie. Za przyczynę swojego niepowodzenia obwinia kontrabas, który nie jest tylko zwyczajnym instrumentem, ale staje się towarzyszem samotności bohatera. Między bohaterem, a kontrabasem zachodzi zależność, z jednej strony jest to „nieprzydatny mebel”, przyczyna całego zła i niepowodzenia w życiu muzyka, na którą został skazany, bo „nikt sam nie wybiera kontrabasu”, a z drugiej strony można zauważyć wielką pasję, z jaką poświęca się niedoceniony muzyk, grając na tym właśnie instrumencie.
"Kontrabas jest podstawą całej orkiestry, na której dopiero mogą się oprzeć inne instrumenty. I sam dyrygent. Mówiąc obrazowo, bas jest fundamentem, na którym się ten cały wspaniały gmach wznosi. A kiedy go zabraknie, powstaje czysta muzyczna wieża Babel, Sodoma i Gomora, i nikt już wtedy nie wie, po co właściwie gra."
NAGRODY
2016
BEST INTERNATIONAL SHOW AWARD - NOWY JORK - festiwal UNITED SOLO
2018
THE BEST MALE ROLE (Najlepsza Rola Męska) – 15. Międzynarodowy Festiwal Monodramu ALBAMONO w Korca w Albanii
2018
NAGRODA SPECJALNA FESTIWALU – 8. Międzynarodowego Festiwalu Małych Form Teatralnych i Monodramów LUDI – miasto Orzeł w Rosji
2018
ACTOR PRIZE - 3.INTERBALKAN THEATRE FESTIVAL – Ateny- Salamina (Grecja)
2024
FIRST PRIZE - performance - KONTRABASISTA, THE BEST ACTOR - Krzysztof Rogacewicz - "Altisera Festival" -TUNEZJA
VIDEO
MONODRAM BEZ GRANIC
RECENZJE
mogą pomóc, ale nie ma powodu, aby się sugerować….
Aktor jeleniogórskiego Teatru Maska, Krzysztof Rogacewicz otrzymał nagrodę Best International Show (Najlepsze Międzynarodowe Widowisko) na prestiżowym festiwalu monodramów United Solo w Nowym Jorku za swój monodram pt. „Kontrabasista”, zrealizowany na podstawie tekstu Patricka Süskinda, w reżyserii Krzysztofa Pulkowskiego! Przypomnijmy, że „Kontrabasista" był wielokrotnie prezentowany w JCK i Teatrze im.C.K.Norwida. Dzisiaj, czyli 22 listopada 2016 r., spektakl ten obejrzy publiczność w Ambasadzie RP w Waszyngtonie. UNITED SOLO - to największy na świecie festiwal monodramów. Organizowany jest w Nowym Jorku, a pomysłodawcą, założycielem i dyrektorem artystycznym jest mieszkający od wielu lat w USA dr Omar Sangare, polski aktor, reżyser i wykładowca teatru w Williams College. Pierwszy festiwal odbył się w roku 2010. Gala finałowa tegorocznej edycji imprezy odbyła się 20 listopada. Patrick Süskind, niemiecki pisarz i scenarzysta znany jest polskim czytelnikom przede wszystkim jako autor „Pachnidła”; jest człowiekiem nielubiącym poklasku, nie udziela wywiadów, nie uczestniczy w życiu publicznym, wielokrotnie odmawiał przyjęcia nagród literackich, jak chociażby Nagrody Gutenberga, Nagrody Tukana, czy Nagrody Literackiej FAZ (Frankfurter Allgemeine Zeitung). Mieszka w Monachium i Paryżu. Podobnie bohater „Kontrabasisty” – też jest człowiekiem „wycofanym”; całe dnie spędza sam w pokoju, w cieniu monstrualnie wielkiego kontrabasu, który wygląda jak „stara, gruba baba”. To właśnie ten instrument bohater obwinia o wszystkie niepowodzenia w swoim życiu. Przez niego jest niedocenionym artystą, nie wyszło mu życie prywatne i erotyczne... I opowiada nam o swojej beznadziejnej samotności, której nie da się wypełnić muzyką. Spektakl „Kontrabasista” jest oparty na słowie, to monodram, ale nie one-man show, dlatego ważny jest osobisty przekaz aktora – pewnie dlatego sięgają po ten tekst mistrzowie słowa: między innymi Jerzy Stuhr i Krzysztof Gosztyła. Dołączył do nich z niewątpliwym sukcesem jeleniogórski aktor – Krzysztof Rogacewicz. Jego "Kontrabasista" zauważony został wśród ponad 100 spektakli prezentowanych na tegorocznej edycji nowojorskiego festiwalu monodramów. Serdecznie gratulujemy prestiżowej nagrody!
Nie wiemy, jak ten nieszczęsny muzyk ma na imię, bo może mieć imię każdego z nas. Za to ona, ta którą kocha jak szaleniec miłością czystą i niespełnioną, ma na imię tak samo, jak żona biblijnego patriarchy – Sara. Kontrabasista Krzysztofa Rogacewicza podejmuje z nami dziwną grę, jakiej nie podjął żaden z kontrabasistów słowami Patricka Süskinda. Próbuje odwrócić uwagę od swojej osoby i demonów, które zżerają go od środka. Tym najbardziej go jątrzącym jest miłość do sopranistki i ten wątek został ociosany z większości towarzyszących mu dygresji. Jakby jego główną przeciwwagą są emocje związane z poddanym głębokiej personifikacji kontrabasem, który jest trudnym życiowym partnerem bohatera. Raz, czy dwa przyznaje się do poczucia samotności, ale brzmi to tylko jak gorzka kpina. Bezwzględnie obaj panowie – aktor i reżyser – mocno napracowali się nad obrazem swojego przedsięwzięcia. Ten obraz jest w permanentnym ruchu. Kiedy się zatrzymuje na parę sekund, owa pauza staje się czymś w rodzaju komentarza do przedstawianej przed chwilą sytuacji. Cieszy oko i wyobraźnię kreowanie skromnej scenografii i poszczególnych rekwizytów. Na przykład krzesło jest nie tylko krzesłem dla kontrabasisty ale konfesjonałem, mównicą, cokołem, bębnem, czy wreszcie ukochaną… Sarą. To jedna z ciekawszych interpretacji monodramu autora „Pachnidła”, którą oglądałem, a było ich kilkanaście…
Zwieńczeniem tegorocznego Monobloku był Kontrabasista, spektakl, który zdobył nagrodę „Best International Show” na nowojorskim festiwalu United Solo, największym festiwalu monodramu na świecie. Kontrabasista w interpretacji Krzysztofa Rogacewicza byłby z pewnością murowanym hitem Off-Broadwayu. Opowieść o zajmującym najniższe piętro orkiestrowej hierarchii muzyku, tytułowym kontrabasiście, to spektakl dopracowany w każdym szczególe – scenograficznie, muzycznie, a nade wszystko aktorsko. Akcja rozgrywa się w pokoju pechowego bohatera. Jego nieciekawy, pozbawiony sukcesów żywot podporządkowany jest najbardziej niewdzięcznemu z instrumentów, na który nikt nie chce pisać koncertów, który od zawsze stanowi pogardzany „ogon” orkiestry. W spektaklu Pulkowskiego i Rogacewicza kontrabas staje się centrum scenicznych wydarzeń, tak fizycznie, jak i dramaturgicznie, towarzysząc skromnemu muzykowi w każdym momencie jego przeciętnego żywota – na płaszczyźnie zawodowej, rodzinnej, towarzyskiej – niemo (i szyderczo) komentując wszystkie porażki, zawody, niezrealizowane plany i pragnienia bohatera. Jest jego przekleństwem, ale i sensem życia. Narracja mężczyzny, przetykana dygresjami muzycznymi, jest właściwie rodzajem spowiedzi, autorefleksji, próbą usystematyzowania własnej biografii, której bohater próbuje nadać jakiś kształt i sens. Wychylając co rusz szklaneczkę alkoholu, muzyk wspomina swoją (mało udaną i jeszcze mniej imponującą) karierę, historię swoich miłosnych relacji (równie mało udanych), wreszcie – kreśli specyfikę muzycznego świata z jego wewnętrzną hierarchią, komunikacyjnym kodem, prawami. Jednak z każdą kolejną szklanką opowieść muzyka traci swój pierwotny, dowcipny i niezobowiązujący charakter, stając się historią nasyconą goryczą, samotnością, niespełnieniem, które muzykowi coraz trudniej maskować anegdotą. Mało zaskakująca fabularnie opowieść o żywocie przeciętniaka dzięki Rogacewiczowi wciąga od pierwszej sceny. W monodramie aktor funkcjonuje – dosłownie i metaforycznie – na kształt przysłowiowego człowieka orkiestry. Bywa nadekspresyjny, ale nie szarżuje. Ustanowiony przez niego świat tętni ruchem, emocjami, muzyką. W przestrzeni spektaklu, której najbardziej pokaźnym elementem jest czarny parawan, jest sporo rekwizytów, jednak obecność każdego z nich jest teatralnie umotywowana. Krzesło, ręcznik, szklanka. Rogacewicz tworzy z tych przedmiotów krajobraz życia tytułowego muzyka, krajobraz nudny, monotonny, a zarazem niezwykle frapujący i poniekąd też przejmujący swoją banalnością. Obraz samotności, który zbudowali w Kontrabasiście Pulkowski i Rogacewicz, przywodzi nieco na myśl filmy charakterystyczne dla amerykańskich festiwali kina niezależnego. Gorzko-dowcipne dramaty obyczajowe, zaludnione postaciami sympatycznych dziwaków uosabiających przeciętność, a zarazem będących tej przeciętności wzruszającym przełamaniem.
Trzeba mieć odwagę i pomysł aktorski na siebie, aby na scenie teatralnej mierzyć się z trudną formą monodramu i tekstem, który od wielu sezonów nie schodzi z afisza teatralnego, i to w wykonaniu znanego aktora, Jerzego Stuhra. Aktor Teatru MASKA, Krzysztof Rogacewicz podjął to ryzyko, wziął na warsztat „Kontrabasistę” według tekstu Patricka Süskinda (w tłumaczeniu Anny Gierlińskiej) i… przekonał do siebie publiczność. Monodram wyreżyserował Krzysztof Pulkowski. Historię muzyka, który w hierarchii orkiestry znajduje się na samym dole, a do tego przeżywa nieodwzajemnioną miłość, Krzysztof Rogacewicz opowiada własnym językiem scenicznym, z humorem i liryczną nutą. Wraz z upływem minut aktor skupia coraz większą uwagę widzów, których porywa historia kontrabasisty. Spektakl ma precyzyjną konstrukcję. Nie ma przypadkowego gestu, ruchu, pauzy. Twórcy zadbali o czytelność tekstu. Akcja rozgrywa się w małym pokoju, w którym bohater, muzyk, budzi swoje demony, by ostatecznie rozprawić się z nimi. - To rodzaj autopsychoanalizy. Po to, aby po takim dniu muzyk mógł pójść do codziennej orki bez ciężaru, który by mu zabronił być przyzwoitym rzemieślnikiem – w kuluarowych rozmowach po premierze reżyser zdradzał sekrety pracy nad monodramem. Przed premierą Krzysztof Rogacewicz mówił, że zależy mu na tym, aby każdy widz w tym spektaklu znalazł cząstkę siebie. Wsłuchując się w rozmowy premierowych widzów, można stwierdzić, że z powodzeniem to się udało. Bo przecież w każdym z nas budzą się czasem demony i poczucie, że nie jest się w życiu w tym miejscu, o którym się marzyło.