„W finale na scenę wkracza słynna seksbomba Marylin Monroe w niemniej słynnej białej sukience i przekonuje, że brylanty są najlepszymi przyjaciółmi dziewczyny. W swym działaniu przypomina groteskowego Kopciuszka, który chyba wcale nie pójdzie na bal, bo wróżka wyczarowała jej za ciasne pantofelki. Ale to już całkiem inna bajka… Nie sposób opisywać wszystkich bohaterów wieczoru, warto jednak podkreślić, że każdy z nich jest wyjątkowy i niepowtarzalny i każdego wykreował ten sam Krzysztof Rogacewicz, który nie tylko jest dobrym aktorem, ale również świetnie śpiewa.”
Gazeta Wyborcza- Dorota Szemro-Aleksandrowicz